Wielu uznanych winiarzy na całym świecie ma polskie korzenie. Jackowiak-Rondeu z Szpamanii, Paul Lato z Kalifornii, Christophe Bryczek z Burgundii, John Bojanowski z Langwedocji... Jednak żadna z wymienionych osób nie urodziła się Polsce, tak jak Andrzej Greszta, który wyrasta na prawdziwą gwiazdę, nie tylko w regionie Mozeli, gdzie uprawia winorośl, ale i w całym Niemczech. Butikowa, żeby nie powiedzieć garażowa, produkcja oraz indywidualny styl, mocno kontrastujący z mozelskimi trendami ostatnich lat, a przede wszystkim ciężka i mozolna praca, to klucz sukcesu skromnego winiarza pochodzącego spod Zamościa. Sylwetka naszego jedynego, jak do tej pory, rodaka z najbardziej znanego winiarskiego regionu warta jest dokładniejszego przybliżenia. Dlatego systematycznie będziemy pisać o Andrzeju, bowiem jego historia, a przede wszystkim butelki wychodzące spod jego ręki, w pełni na to zasługują.
Dzisiaj chcemy "zaprezentować jaskółkę", która zapowiada spore zmiany w portfolio Weingut Greszta. Odmiana Dornfelder, która jest w naszym kraju znana i lubiana, zadebiutowała niedawno, jako pierwsze czerwone wino Andrzeja Greszty. Upalny rocznik 2018 sprawił, że wielu winiarzy znad Mozeli miało problem z zachowaniem odpowiedniej kwasowości w winach białych i zdecydowało się więcej uwagi poświęcić czerwonym, po które wciąż znacznie częściej sięgają turyści zza granicy, niż rodowici Niemcy.
Niefiltrowane, ze świetnym owocem wspomaganym przez subtelne nuty tytoniowe, słodkich przypraw i leśnej ściółki. Początkowo lekko wibrujące- potrzebuje chwili w karafce lub w kieliszku - z akcentem dojrzałej śliwki, lekko pikantne, miękkie i gładkie na podniebieniu. Lekko schłodzone idealne pasuje do, tak uwielbianych przez polaków, potraw z grilla lub deski zagrodowy serów, zwłaszcza korycińskiego z czarnuszką lub czosnkiem niedźwiedzim. Można pić teraz lub po odłożeniu na okres 3-4 lat.